Pomiędzy atrakcyjnością a pięknem różnica jest spora. Piękno to harmonijny całokształt, na który składają się różne elementy. W odniesieniu do człowieka będzie to zrównoważenie przymiotów zewnętrznych i wewnętrznych. Siłą pięknego człowieka, zarówno kobiety jak i mężczyzny, nie jest tylko powierzchowność, choć niewątpliwie dba on o swój wizerunek. Jego siłą są szerokie horyzonty, zainteresowanie światem, relacje z ludźmi i pielęgnowanie własnych zainteresowań. Wewnętrzna niezależność od trendów oraz od presji… atrakcyjności.
Bo sama atrakcyjność jest prosta. Nie pozostawia miejsca na wątpliwości, koncentruje się na tym, co widać. Nie wymaga szczególnego znawstwa i wyrobionego gustu, gdyż bazuje na, nazwijmy to, instynktach. Wystarczy, że powiela pewien obowiązujący schemat, zrozumiały i oczywisty dla zdecydowanej większości.
Różnica pomiędzy atrakcyjnością a pięknem jest mniej więcej taka jak różnica pomiędzy torebką z wyrazistym logo, którą kupuje się bez wnikania w jej jakość, a torebką z manufaktury z dyskretnie ukrytą sygnaturą.
Dochodzę więc do wniosku, że każda z nas, jeśli tylko tego chce, może- pracując nad sobą- osiągnąć piękno, niezależnie od tego, czy jest wysoka czy niska, czy ma regularne, czy nieregularne rysy twarzy, czy jest filigranowa, czy solidnej budowy.
W rozumieniu s-v będzie to połączenie następujących elementów: zadbania o ciało (w ramach możliwości swojej sylwetki i typu urody) + zadbania o intelekt + zadbania mentalnego (duchowego, emocjonalnego), dające w sumie coś, co już na pierwszy rzut oka można określić jako harmonia.
Nie każda natomiast kobieta, nawet ta, którą nazwalibyśmy piękną wg s-v wytycznych, będzie atrakcyjna – gdyż atrakcyjność zakłada dopasowanie się do obowiązującego nurtu głównego.
A że obowiązujący nurt silnie zmierza nie tyle w stronę naturalnej harmonii, ile w stronę sztucznego przerysowania, to jednocześnie coraz bardziej mija się z pięknem. Obawiam się, że niebawem te dwa pojęcia: atrakcyjność i piękno, zaczną się całkowicie wykluczać.
Zdarza się, że kobiety dążąc za wszelką cenę do osiągnięcia mainstream’owej atrakcyjności zmieniają diametralnie swój wygląd: poddają się restrykcyjnym dietom, forsownym ćwiczeniom i operacjom plastycznym, byle tylko być uznanymi za atrakcyjne. Dążenie do atrakcyjności tak je pochłania, że nie mają już czasu (a może i ochoty) na zajmowanie się niczym innym, na przykład intelektem.
Nic nowego pod słońcem.
Okazuje się jednak, że nie jest to wcale bolączka współczesności. W książce Paula Moranda “Czar Chanel”, która jest zapisem rozmowy pisarza z samą Chanel (uznajmy ją więc za najbliższą źródłu) znalazłam następującą myśl wypowiedzianą przez słynną projektantkę:
“Piękno nie ma w sobie nic z afektacji: dlaczego tyle matek uczy swoje córki tylko wdzięczenia się, zamiast uczyć je piękna? (…) Piękno trwa, uroda przemija. Tymczasem żadna kobieta nie chce piękna; wszystkie chcą być śliczne, wciąż śliczne”.
Myślę, że tę śliczność współcześnie można przemianować właśnie na atrakcyjność. Dziś też widzimy owo wdzięczenie się: wydymanie ust i prężenie atrakcyjnych ciał na zdjęciach w mediach społecznościowych.
Musimy być świadome tego, że przyjmując postawę kobiety z klasą możemy nie mieścić się w obiegowym pojęciu atrakcyjności.
Paradoks polega na tym, że za kilkanaście lat ci atrakcyjni ludzie, chcący za wszelką cenę swą atrakcyjność utrzymać, będą prawdopodobnie ocierać się o śmieszność, bo czasu nie da się oszukać, a za rogiem czeka już następne pokolenie atrakcyjnych.
Wybór trudnej drogi do piękna to długofalowa inwestycja. Zwraca się ona w dojrzałym wieku, bo wtedy- mam wrażenie- bycie kobietą z klasą wybrzmiewa najpiękniej. Atrakcyjność przemija, ale piękno trwa.
Pozdrawiam ♥
W komentowaniu obowiązują dobre maniery.
Ozncza to, że rozmawiamy o wszystkim,
a nawet prowadzimy spory, lecz zawsze
z poszanowaniem zasad kulturalnej komunikacji.
W komentarzach nie umieszczamy linków.