W dzisiejszym wpisie odpowiadam na dwa pytania Czytelniczki, z których jedno zasadniczo nie jest pytaniem, tylko refleksją, lecz tak mi się ona spodobała, że postanowiłam się z nią zmierzyć. Dodałam więc od siebie obszerny komentarz, w którym staram się pokazać, dlaczego savoir-vivre może kojarzyć się z opresją, wydawaniem sądów ex cathedra i ogólnie: manifestacją wyższości.
Droga Hal,
piszę do Ciebie z pytaniem i refleksją.
Pierwsza rzecz dotyczy prezentów (to jest w ogóle temat bardzo trudny i uwierający ze względu na to, że ekologia jest dla mnie ważną wartością). Dziś byliśmy z 5-letnią córką na urodzinach jej koleżanki z przedszkola. Atrakcją imprezy była gra terenowa, w której dzieci znajdowały „skarb” – drobne upominki dla wszystkich gości. To już nie pierwszy raz spotykam się z sytuacją, gdy solenizant obdarowuje innych z okazji własnego święta. Przyznam, że jest to dla mnie zaskakujące i krępujące. Czy to znaczy, że powinnam się odwdzięczyć i na urodzinach mojego dziecka również obdarować gości? Albo może zwiększyć wartość prezentu dla dziecka obchodzącego urodziny na kolejnych przyjęciach?
Prawdopodobnie ten zwyczaj zawitał na przyjęcia dziecięce z przyjęć weselnych, gdzie w ramach podziękowania i czegoś w rodzaju pamiątki goście otrzymują od pary młodej drobny upominek, najczęściej w postaci cukierniczej galanterii. Na przyjęciu weselnym, które zazwyczaj jest ogromną machiną organizacyjną, ten gest jest na tyle drobny, że nie wprawia nikogo w zakłopotanie.
Na małych przyjęciach takie obdarowywanie gości wydaje się zbędne, a także nadmiarowe. Może wywoływać u gości dyskomfort, wprowadzać ich w stan niepewności co do tego, czy powinni potraktować taki upominek zobowiązująco (w tym przypadku zakłopotane są oczywiście nie tyle dzieci, co ich rodzice).
Nie trzeba tego zwyczaju wprowadzać w obieg, czyli powtarzać na przyjęciu organizowanym dla swojego malucha. Zasada wzajemności dotyczy tu jedynie zrewanżowania się zaproszeniem, jeśli będziemy organizować przyjęcie z okazji urodzin dziecka.
* * *
Druga sprawa nie jest pytaniem, ale raczej luźną refleksją. Czy kojarzysz sprawę wypowiedzi p. Kamińskiej-Radomskiej, ekspertki od s-v z „Projektu Lady”, która skomentowała zdjęcie starszej kobiety w bieliźnie słowami „ludzie wstydu nie mają”? Jej słowa wywołały oburzenie (por. np. filmik „Bezwstydnica” z bloga mamwatpliwosc.pl), a ja zastanawiam się, na ile rzeczywiście tak jest, że s-v może kojarzyć się z czymś opresyjnym, objaśniającym maluczkim świat, ustawiającym ludzi w karnym szeregu. Uderzyła mnie obserwacja, że stając po stronie – w wypadku tej historii – ciałopozytywności i wolności, jednocześnie musimy niejako zanegować konwenanse i w ogóle podważyć moralny sens istnienia s-v.
Czytelniczka zastanawia się tu nad kwestią fundamentalną: na ile rzeczywiście tak jest, że savoir-vivre może kojarzyć się z czymś „opresyjnym, objaśniającym maluczkim świat, ustawiającym ludzi w karnym szeregu”.
Myślę, że z tym właśnie kojarzy się savoir-vivre, a skojarzenie to nie jest bezpodstawne.
Jestem zafascynowana savoir-vivre’em jako stylem życia opartym na bazie piękna wywodzącego się z antycznej koncepcji ideału, a jednocześnie rozumiem, że ma on również swoją ciemną stronę i może uwodzić swoich adeptów kontrowersyjnym urokiem nadrzędności. W końcu z tego się wziął.
Trzeba pamiętać, że savoir-vivre to sposób życia należący wyjściowo do klasy panującej, najwyższej warstwy społecznej: magnaterii oraz bardzo zamożnej szlachty. Jego korzenie sięgają więc czasów przemocy oraz niesprawiedliwości społecznej.
Ograniczenie praw ogromnej rzeszy ludzi, w większości kobiet, ale przecież także mężczyzn urodzonych w niskich stanach społecznych, wyzysk na pańszczyźnie, a później w fabrykach, gospodarka rabunkowa skolonizowanych terenów, a nawet krwawe masakry, to wszystko jest niechlubnym dziedzictwem kultury wysokiej, której ucieleśnieniem jest, jakby na to nie patrzeć, savoir-vivre.
Ta sama kultura, która wydała z siebie arcydzieła i ci sami ludzie (retoryczne uogólnienie), którzy byli mecenasami sztuk pięknych, byli jednocześnie sprawcami ludzkich tragedii w wymiarze lokalnym, np. przez poniżające i lekceważące traktowanie osób niższych stanów, chociażby dziewcząt-służących, ale także globalnym, poprzez kolonizację i unicestwianie tożsamości rdzennej ludności.
Funkcjonowało nawet ironiczne powiedzenie, które obrazowało człowieka aroganckiego; mówiło się, że ktoś „zachowuje się jak Anglik w koloniach”.
Przytaczając ten lakoniczny rys historyczny, chcę pokazać, że charakterystyczną cechą ówczesnych ludzi kulturalnych, a więc praktykujących savoir-vivre, było przekonanie o własnej wyższości wobec pozostałych członków społeczeństwa. Pouczanie, karcenie i narzucanie innym swojej koncepcji widzenia świata było tu niejako w pakiecie.
Ludzie wrażliwi przeczuwali jednak, że coś tu nie pasuje.
W 1899 roku Krasiński w Nie-Boskiej komedii napisał słynną frazę o człowieku (tu: poecie), który w wyrafinowanej formie mówi o prawdzie, dobru i pięknie, lecz sam postępuje w sposób małostkowy, małoduszny i krzywdzący. Mimo tego uważa się za kogoś lepszego od innych. Krasiński mówi do niego:
„(…) przez ciebie przepływa strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością”.
W 1937 roku przenikliwy Gombrowicz, wychowany w rodzinie ziemiańskiej, sportretował tę manifestację wyższości w Ferdydurke: państwo Hurleccy pielęgnują swoje maniery, wytwornie mówią i jedzą nie tyle dla siebie, ile przeciw usługującym im chamom, czyli chłopom ze wsi.
A ostatecznie, w roku 1979, socjolog Pierre Bourdieu opublikował kanoniczną pracę naukową Dystynkcje. Społeczna krytyka władzy sądzenia, w której sformułował pojęcie przemocy symbolicznej.
Niemniej wydaje mi się, że owa manifestacja wyższości to jest coś, co wciąż w savoir-vivrze może pociągać wielu.
Warto pamiętać, że savoir-vivre to jest pewna idea, myśl przewodnia wyznaczająca cel i kierunek działania, natomiast mnogość interpretacji, różne sposoby rozumienia pojęć, różne nastawienia, różne środowiska, w których wyrastamy powodują, że każdy z nas inaczej wprowadza ją w życie.
Nigdy zresztą nie była ona jednorodna.
Był savoir-vivre arystokratyczny, bardzo wyniosły i libertyński, savoir-vivre ziemiański, przywiązany do tradycji, savoir-vivre mieszczański, ceniący oznaki prestiżu oraz savoir-vivre drobnomieszczański, aspirujący, starający się ukryć prowincjonalność. Chłopi także mieli swoje obyczaje, których jednak nie nazywali savoir-vivre’em, ponieważ francuszczyzna była zarezerwowana dla klas wyższych.
Czy zatem, jak pyta dalej Czytelniczka, jeśli bliski jest nam egalitaryzm, emancypacja i przekraczanie tabu, musimy zanegować konwenanse oraz podważyć moralny sens istnienia savoir-vivre’u?
Sądzę, że nie musimy, ponieważ nie wyważa się otwartych drzwi. Artyści i naukowcy zrobili to już dawno; podali w wątpliwość to, co niegdyś uchodziło za pewnik, tym samym dając nam szansę, by savoir-vivre przekształcić, odnowić jego znaczenie i przesunąć akcenty na sprawy istotne w XXI wieku: relacje międzyludzkie, tolerancję, zaangażowanie, odpowiedzialność. Pozostaje nam po prostu to zrobić.
Pozdrawiam ♥
W komentowaniu obowiązują dobre maniery.
Ozncza to, że rozmawiamy o wszystkim,
a nawet prowadzimy spory, lecz zawsze
z poszanowaniem zasad kulturalnej komunikacji.
W komentarzach nie umieszczamy linków.