Dylemat Czytelniczki: „Przyznam, że zastanowiło mnie stwierdzenie, że tłumaczenie się zawsze jest nieeleganckie. Trochę nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś zaprasza mnie na tak ważą uroczystość jak ślub i wesele, a ja bez słowa wyjaśnienia (jakoś bardziej mi to pasuje niż tłumaczenie się) odmawiam. Zawsze wydawało mi się, że SV ma za zadanie dbać o relacje międzyludzkie, a taki brak komunikacji chyba niekoniecznie im służy. Przy czym moje założenie jest takie, że na ślub i wesele zapraszam ludzi, których znam i na których obecności rzeczywiście mi zależy. Być może sytuacja wygląda inaczej, gdy zaproszenia otrzymują osoby, z którymi nic nas w sumie nie łączy, bo to jacyś widziani raz w życiu dalecy krewni, czy znajomi rodziców.”
Dylemat Czytelniczki powstał na gruncie tematu zaproszenia i dołączanej do niego karty R.S.V.P., na której wystarczy skreślić jedną z dwóch odpowiedzi do wyboru (państwo XY potwierdza/ją przybycie lub z przykrością odmawia/ją) oraz odesłać ją do nadawcy, czyli kogoś, kto nas zaprasza.
* * *
Warto pamiętać, że zwyczaj odsyłanej karty R.S.V.P. powstał w czasach gdy przyjęcia i bale były czymś w rodzaju publicznego i towarzyskiego obowiązku w kręgach wyższych sfer.
Kiedy rozpoczynał się tak zwany sezon, każdy, kto należał do śmietanki towarzyskiej otrzymywał bardzo dużą ilość zaproszeń. Ilość otrzymanych zaproszeń była wyznacznikiem pozycji towarzyskiej.
Co ciekawe, były to zaproszenia, które często nie niosły za sobą żadnej treści emocjonalnej. Organizator przyjęcia (służba państwa X) musiał po prostu wiedzieć, ilu osób powinien się spodziewać przy stole.
Dzisiaj rzadko bywamy na takich uroczystościach, można je chyba porównać do imprez komercyjnych (promocje połączone z bankietami) odbywających się wśród celebrytów.
Porównanie jest o tyle dobre, że w tym przypadku ilość otrzymanych zaproszeń również jest wyznacznikiem popularności. Nikt jednak nie wymaga, by aktorka, piosenkarka czy influencerka tłumaczyła się, dlaczego nie może przybyć na promocję szamponu do włosów (o ile nie jest twarzą marki).
W tym sensie reguły, które rządzą światem celebrytów są bardzo zbliżone do reguł, które rządziły ówczesną śmietanką towarzyską.
Słowo próżność, w rozumieniu oczekiwania podziwu i schlebiania przymiotom zewnętrznym, jest w obydwu przypadkach całkowicie uzasadnione.
* * *
Wracając jednak do współczesnego życia codziennego.
Dzisiaj bilecik R.S.V.P. jest rozwiązaniem eleganckim tudzież komfortowym, ponieważ zdejmuje z potencjalnego gościa presję tłumaczenia się.
Wskazuje na równorzędność pozycji, relacje partnerskie, kulturę zaufania, przekłada sentencję „Słowo droższe od pieniądza” na „Milczenie droższe do słowa”, co oznacza: Nie musisz mi się tłumaczyć, jeśli nie możesz, to znaczy, że masz ku temu powód.
Tłumaczenie się uznawane jest w savoir-vivre za nieeleganckie, ponieważ wskazuje na relację podległości.
Dla człowieka wyznającego autentyczny s-v jest to zawsze sytuacja niezręczna, niezależnie od tego czy miałby występować w roli tłumaczącego się czy też przyjmującego tłumaczenia od innych.
* * *
Niemniej, kiedy dochodzi do sytuacji, w której musimy komuś czegoś odmówić pojawia się w nas przeświadczenie, czasem skądinąd słuszne, że należą się tu słowa wyjaśnienia. Dzieje się tak przeważnie w bliskich relacjach.
Wyjaśnienie nie oznacza jednak tego samego, co tłumaczenie się.
Wyjaśnienie powinno być krótkie, zwięzłe i rzeczowe. Ta zasada dotyczy wyjaśnienia/usprawiedliwiania się w różnych sytuacjach, nie tylko odnośnie do zaproszeń.
Jest mi niezmiernie przykro, niestety nie mogę przybyć z racji przyjętego wcześniej zaproszenia – tak kiedyś brzmiała oficjalna odmowa z krótkim wyjaśnieniem.
Jest to o tyle dobra formuła, że jest neutralna i nie da się jej nijak podważyć.
Otrzymujący taką odmowę nie czuje się w żaden sposób gorszy czy mniej atrakcyjny; zadecydował los; jedno z zaproszeń dotarło po prostu później niż drugie.
W kontekście biletu R.S.V.P. dodam, że odesłanie go nie wyklucza możliwości złożenia krótkiego wyjaśnienia i wyrażenia żalu z powodu nieobecności, na przykład w rozmowie telefonicznej albo przy okazji spotkania.
* * *
Dochodzimy tutaj do sedna, jeśli chodzi o zaproszenia na ślub i przyjęcie weselne.
Dlatego właśnie stosuje się karty save the date, o których była mowa w poprzednim wpisie, by uprzedzić potencjalne inne plany gości (chociaż, w pewnym sensie, ogranicza się im tym samym możliwość odmowy).
Warto jednak pamiętać, że z punktu widzenia savoir-vivre’u, udziału w przyjęciu weselnym tudzież innej, mającej wysoką wagę uroczystości rodzinnej, po prostu się nie odmawia.
Powodem do odmowy może być tylko choroba albo nagła i awaryjna sytuacja służbowa, podkreślmy – naprawdę ważna.
Dobre stosunki rodzinno-towarzyskie nie biorą się z powietrza, trzeba je świadomie wypracować.
* * *
W ten sposób dotarliśmy do kolejnego dylematu, który pojawił się na kanwie wpisu dotyczącego zaproszeń:
„W związku z odmawianiem od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie też taki problem – co zrobić, gdy partner (który chronicznie nie znosi tego typu imprez) nie chce iść na wesele. Czy iść samej, zabierając ewentualnie dzieci, jeśli są zaproszone? Czy odmówić stawiennictwa całej rodziny? Ta druga ewentualność jest dla mnie trudna do przyjęcia, jeśli to ślub i wesele kogoś bliskiego. Póki co to pytanie teoretyczne, ale może komuś innemu przyda się taka wiedza.”
„Dołączam do pytania. Ogólnie jestem ciekawa na ile wg s-v nierozłączne są pary, jeśli chodzi o wypełnianie zewnętrznych zobowiązań.”
Sądzę, że dla każdego dojrzałego mentalnie człowieka jest oczywiste, że zasady dotyczące życia przed związkiem (przed wspólnym zamieszkaniem) muszą ulec zmianie, ewoluować na rzecz takich, które bardziej przystają do wspólnego życia. A wspólne życie oznacza też wspólne obowiązki.
Zauważmy, że do pewnego momentu, kiedy jesteśmy jeszcze dziećmi, a potem nastolatkami, obracamy się głównie w towarzystwie swoich rówieśników. Wszyscy z racji wieku i grupy, do której należymy funkcjonujemy na tych samych nieskomplikowanych i mało zobowiązujących zasadach towarzyskich. Są one głównie przywilejami, mówi się potocznie, że młodość ma swoje prawa, a dzieciom i nastolatkom wiele się wybacza.
Wchodząc w dorosłość, kiedy zakładamy rodzinę albo zaczynamy obracać się w środowisku związanym z pracą zawodową, wchodzimy jednocześnie na towarzyskie salony. Zaczynamy być traktowani jako pełnoprawni uczestnicy tych spotkań, z ich przywilejami, ale też i obowiązkami.
Bywanie na rodzinnych imprezach należy do takich właśnie dyplomatyczno-towarzyskich obowiązków, które człowiek savoir-vivre’u wypełnia, czasem przekraczając siebie.
Wesela tudzież inne ważkie uroczystości nie zdarzają się przecież w rodzinie co tydzień.
* * *
Trzeba przyznać, że towarzyskość, rozumiana jako dobre, zgodne ze sztuką współżycie z ludźmi, jest jednym z atrybutów człowieka savoir-vivre’u i nie jest tu wcale potrzebne bycie duszą towarzystwa.
Zauważmy, że duże przyjęcie jest sferą publiczną, dlatego warto uczyć się, a także uczyć dzieci/nastolatki, jak się w niej znaleźć.
* * *
Podążając jednak za pytaniem Czytelniczki, zastanówmy się, co wtedy, gdy partner w żaden sposób nie daje się przekonać do uczestniczenia w przyjęciu, na które otrzymujemy zaproszenie?
Otóż żona/partnerka może pójść na przyjęcie sama (z dziećmi, jeśli są zaproszone).
Warto jednak pamiętać, że jeśli decydujemy się na takie rozwiązanie, to zachowujemy się wówczas swobodnie i po prostu dobrze się bawimy.
Nie utyskujemy wszem i wobec na swoją sytuację (…bo on nie chciał ze mną przyjść). Na pytania krewnych o nieobecność partnera nie tłumaczymy go wylewnie, odpowiadamy rzeczowo i lakonicznie. Można przygotować sobie zawczasu zwięzłą odpowiedź, najlepiej ze szczyptą humoru.
Do repertuaru swobodnych zachowań należy rozmowa z gośćmi (inicjowanie jej), dobry nastrój, taniec. To ostatnie może być problematyczne o tyle, że obecnie zanika zwyczaj mieszania się par w tańcu.
Tu warto przypomnieć, że według wskazań savoir-vivre’u jednym z towarzyskich obowiązków panów jest proszenie do tańca różnych pań, nie tylko swoich partnerek.
Jeśli jednak to nie nastąpi, korzystamy z możliwości tańca indywidualnego oraz uczestniczymy we wspólnych zabawach integrujących gości (niekoniecznie we wszystkich).
W kontekście nierozłączności par warto przypomnieć też savoir-vivre’ową zasadę, według której życiowi partnerzy (za wyjątkiem narzeczonych oraz par do roku po ślubie) nie powinni być usadzani obok siebie przy stole, a raczej naprzeciwko siebie.
Ma to na celu ożywienie sfery publicznej, czyli umożliwienie prowadzenia konwersacji poza prywatnością.
Pozdrawiam ♥
Fotos z filmu „Downton Abbey”, brytyjskiego serialu kostiumowego (210-211).
W komentowaniu obowiązują dobre maniery.
Ozncza to, że rozmawiamy o wszystkim,
a nawet prowadzimy spory, lecz zawsze
z poszanowaniem zasad kulturalnej komunikacji.
W komentarzach nie umieszczamy linków.