Sądzę, że prawie każdy wrażliwy, delikatny, subtelny człowiek, żyjący według filozofii savoir-vivre’u, prędzej czy później może być postawiony przed dylematem: elegancka strefa komfortu w fotelu z książką, na przykład traktującą o zaangażowaniu społecznym, czy ulica – nieelegancka, a nawet niekulturalna, ale za to prawdziwa, weryfikująca naszą postawę wobec świata idei. Warto być przygotowanym na to, że życie czasem, a nawet często, mówi: sprawdzam.
Swego czasu rozmawiałyśmy tu o tym, że dla dobra relacji w sferze publicznej nie warto ujawniać swego światopoglądu na samym początku relacji, aby nie odstraszać potencjalnych rozmówców w przypadkowych kontaktach, jak również nie zniechęcać się do kogoś, z kim mogłaby połączyć nas niezobowiązująca i przyjemna pogawędka, gdyby nie jego zamanifestowany, a odstraszający nas na wstępie, światopogląd.
Neutralność w sferze publicznej
W czasach bardzo wyraźnych podziałów i mocno spolaryzowanych postaw przekonuję się niemal codziennie o tym, jakie to jest ważne wskazanie, owa neutralność w sferze publicznej.
Jak pewnie niektóre z Was wiedzą, do moich codziennych rytuałów należy włóczęga z psem po miejscach nowych, nieoswojonych, takich, o których nie wiem, czego mogę się w nich spodziewać.
Wiąże się to z tym, że spotykam na swojej drodze bardzo różnych ludzi, z którymi zazwyczaj staram się nawiązywać kontakt, mówiąc chociażby „Dzień dobry”, a nawet wejść w interakcję, jeśli widzę przychylność potencjalnego interlokutora. Prowadzę w ten sposób małe eksperymenty na samej sobie.
Otóż niejednokrotnie po bardzo miłej, całkowicie niezobowiązującej wymianie kilku zdań, uśmiechów i życzeń miłego dnia zadaję sobie retoryczne pytanie: „Ciekawe czy rozmawialibyśmy ze sobą tak uprzejmie, gdybyśmy wiedzieli o sobie więcej? Na przykład na jakie partie polityczne głosujemy, co myślimy o LGBT+ i o wolnym dostępie do aborcji?”.
Sądzę, że ten mój eksperyment, choć na niewielką skalę, potwierdza tezę z Upadku człowieka publicznego Richarda Sennetta, że dla utrzymania dobrych – autotelicznych, czyli realizujących się dla samych siebie – relacji w sferze publicznej, nie powinniśmy całkowicie odsłaniać się przed innymi.
Sytuacje graniczne
Od tej reguły są jednak wyjątki.
Takimi wyjątkami są sytuacje, które wymagają od nas odsłonięcia się, zadziałania zgodnie ze swoim sumieniem nawet za cenę utraty spokojnej, komfortowej neutralności.
To mogą być sytuacje w sferze prywatnej, kiedy na przykład znajomy opowiada seksistowski dowcip, a ty zamiast wymuszenie się śmiać, powiesz otwarcie: „Stop, to nie jest śmieszne i wspiera kulturę gwałtu”.
Mogą to być też sytuacje w sferze publicznej, kiedy czujesz, że zgodnie z tym, co mówi ci serce, sumienie, a także zdrowy rozsądek, musisz, mówiąc zarówno dosłownie, jak i w przenośni, wyjść na ulicę, czyli odsłonić się, ujawnić, pokazać, co myślisz.
Jeśli taka potrzeba się w nas pojawi, to nie warto jej tłumić myśląc: „Co powiedzą znajomi? Jak zareaguje rodzina? To nie jest miejsce dla mnie. Wygłupię się. Ja tam nie pasuję”.
Co ważniejsze: treść czy forma?
Wiem, że wielu ludzi zainteresowanych kulturą życia codziennego oraz savoir-vivre’em zniechęca się do zaangażowania w sprawy społeczne nie tyle ze względu na brak usystematyzowanych poglądów, ile na niewłaściwą – ich zdaniem – formę, jaką przybierają te czy inne protesty.
Widzę dwie przyczyny takiego stanu rzeczy, obydwie zaobserwowałam u siebie i dopiero wtedy, kiedy je zdefiniowałam, mogłam zacząć je oswajać i nad nimi pracować.
Niepewność siebie
Pierwsza przyczyna to niepewność własnej tożsamości (w postaci chociażby niepewności odnośnie do posiadanego kapitału kulturowego) oraz budowanie obrazu siebie na opinii z zewnątrz.
Zasygnalizowałam ten wątek we wpisie o Simonie Kossak. Chodzi tu o szczególną dyspozycję (a raczej jej brak): o przekonanie, że sami tylko siebie sądzimy, że nie jest ważne, co inni będą o nas myśleć, nie jesteśmy uzależnieni od czyjejś oceny czy reakcji.
Franciszek Starowieyski w Przewodniku inteligentnego snoba wyraża tę dyspozycję następująco: „Jeżeli tak twierdzę, wiem, że nie mogę się mylić”.
Mam na myśli to specyficzne coś, co autorzy pracy Style życia i porządek klasowy w Polsce określają jako „(…) prawo do łamania konwencji, reinterpretowania zasad, redefiniowania reguł. Nie chodzi tu po prostu o lekceważenie prawa czy omijanie zasad, żeby lepiej zrealizować swoje interesy. Reguły przekraczane są wtedy, gdy ograniczają swobodę działania i wprowadzają hierarchie służące wyłącznie dyscyplinie” (wytłuszczenie – Hal).
I dalej
„To wola, pragnienia i potrzeby samego działającego, a nie sztywne zasady nadawać mają kształt działaniu”.
Z innej perspektywy, bo artystycznej i jednocześnie autentycznie savoir-vivre’owej, mówi, ponownie, Franciszek Starowieyski i przestrzega przed „obyczajem zbyt pedantycznym”.
W praktyce oznacza to, że znając konwencje, zasady i reguły obowiązujące w naszym świecie (czyli w naszej głowie) świadomie decydujemy się na dokonanie transgresji, przekroczenia, bo ma to czemuś służyć.
Narcyzm
Drugą przyczyną jest narcystyczny brak dystansu w stosunku do potrzeb własnego JA: „Byłabym w stanie się przyłączyć, gdyby to wyglądało tak, jak JA chciałbym, żeby to wyglądało”.
Oznacza to, że ludzie hołubiący formę, niezależnie od tego jak ważna społecznie byłby treść, będą zwracać uwagę tylko na szatę zewnętrzną zjawiska. Powiedzmy sobie otwarcie, że jest to patologiczne rozumienie savoir-vivre’u.
Coś w rodzaju: nie pomogę komuś, kto topi się w błocie, bo nie lubię się brudzić.
* * *
Reasumując, jeśli czujesz potrzebę wspólnego z innymi manifestowania swoich postulatów, swojego gniewu czy też po prostu otwartego wsparcia dla tych, którzy tego wsparcia potrzebują – rób to. Znajdź własną formę ekspresji, taką, która mieści się w Twoich granicach: tych, które sama sobie wyznaczyłaś.
To ważne, bo świadomość tego, gdzie znajduje się Twoja granica powoduje, że przyjmujesz określoną postawę, dokonujesz wyboru.
Savoir-vivre i kultura nie mogą tu być przeszkodą, bo wtedy zaprzeczyłyby sobie samym; prowadziłoby to do izolacjonizmu – postawy zamykającej oczy na rzeczywistość oraz do kanapowego pięknoduchostwa.
Tymczasem, jak pisze prof. Marcin Król w eseju Do nielicznego grona szczęśliwych:
„Zadaniem jakości jest właśnie nieustająca obserwacja i krytyka naszego świata egzystencji z pozycji uczestnictwa w nim” (wytłuszczenie Hal).
Pozdrawiam ♥
Photo by Alice Donovan Rouse on Unsplash
W komentowaniu obowiązują dobre maniery.
Ozncza to, że rozmawiamy o wszystkim,
a nawet prowadzimy spory, lecz zawsze
z poszanowaniem zasad kulturalnej komunikacji.
W komentarzach nie umieszczamy linków.