Dzień Wszystkich Świętych to oprócz Bożego Narodzenia prawdopodobnie najpopularniejsze święto w Polsce. Mówiąc „najpopularniejsze” mam tu na myśli: najbardziej skomercjalizowane. W zalewie coraz większych chryzantem, coraz wymyślniejszych, modnych w danym sezonie zniczy oraz w rywalizacji na suto zastawiony nagrobek gubimy ważny wymiar tej uroczystości. I wcale nie chodzi mi tylko o wymiar duchowy. Postępujący konsumpcjonizm sprawia, że gubimy już nawet wymiar publiczny tego święta.
Teza, którą stawiam w tym wpisie jest taka, że styl działania biur, urzędów i innych miejsc użyteczności publicznej, a także firm komercyjnych, odzwierciedla ogólny poziom kapitału społecznego i kulturowego, którym posługują się ludzie. Czuć w tym coś w rodzaju ogólnej mentalności. Bez wątpienia to właśnie placówki sektora publicznego powinny być wzorcowe pod względem kultury obsługi, a także bardziej ogólnie: kultury pracy.
W strukturach rynku odzieżowego odzież damska zajmuje około 57%, dla porównania: odzież męska to przedział około 24%, dziecięca około 19%. Zapewne właśnie ta dysproporcja oraz fakt, że moda damska jest manipulowana błyskawicznie zmieniającymi się trendami powoduje, że większość ubrań dla pań nie jest obliczona na to, by przetrwać próbę czasu. Producenci wychodzą z założenia, że decyzjami zakupowymi kobiet kierują krótkotrwałe emocje, a nie długoterminowa strategia.
Każdy styl życia pociąga ze sobą jakieś zobowiązania i są to na ogół zobowiązania w sferze publicznej. Chodzimy do pracy, do szkoły, do teatru, spotykamy się ze znajomymi, bierzemy udział w uroczystościach rodzinnych, uprawiamy sport, przesiadujemy z dzieckiem na placu zabaw albo spacerujemy z psem po łąkach.
Zauważmy, że to właśnie na fundamencie rozmowy opiera się to, co nazywamy ogładą. O ile rozmowa z kimś znajomym lub bliskim raczej nie sprawia nam szczególnych kłopotów, bo wydaje nam się być czymś naturalnym, o tyle nawiązanie zwyczajowej pogawędki z obcą osobą często przekracza nasze możliwości mentalne. Tymczasem umiejętność odezwania się do kogoś obcego w sposób cywilizowany sprawia, że otwiera się dla ludzi możliwość wzajemnego poznania się, następnie zaufania sobie, a potem nawet stworzenia mikrowspólnoty. Buduje relacje, a co za tym idzie – kapitał społeczny.
W klasycznej elegancji liczy się nie tylko fason ubrania i gatunek materiału, z którego zostało ono uszyte, ale również umiejętność dobrania do okoliczności odpowiedniego wzoru na tkaninie. Klasyka opiera się na dwóch podstawowych zasadach: regularności i harmonii. Zasady te dotyczą również wzorów na materiałach.
Na początku był parasol, czyli czasza z jasnej tkaniny z podtrzymującym ją stelażem służąca do ochrony przed słońcem (od włoskiego sole – słońce). Z biegiem czasu określeniem „parasol” zaczęto nazywać również urządzenie chroniące przed deszczem. Wyparło ono stosowane wcześniej określenie „parapluj” (od francuskiego pluie – deszcz). Panie z towarzystwa parasoli używały dużo częściej niż paraplujów, ponieważ gdy padał deszcz po prostu nie wychodziły z domu, bo nic ich do tego nie obligowało.
Savoir-vivre jest stylem pociągającym. Kojarzy się z wyrafinowaniem. W najprostszym rozumieniu człowiek savoir-vivre’u to ktoś, kto potrafi docenić piękne i unikalne przedmioty, dobrze się ubiera i ogólnie rzecz ujmując, konsumuje same frykasy i delicje, a ponadto, jak mawiają Francuzi, jest „comme il faut”, czyli „jak należy” w każdej sytuacji. Trudno nie zgodzić się, że takie wyobrażenie tworzy aurę pewnej wyjątkowości.
Jednym z najtrudniejszych problemów, z jakim savoir-vivre stara się uporać, jest trudność w okiełznaniu emocji. Na początek podkreślmy, co jest bardzo ważne dla całokształtu, że we współczesnym savoir-vivrze, który uwolnił się z więzienia sztywnych, nienaruszalnych konwenansów, emocje są mile widziane. Aspirując do miana ludzi kulturalnych musimy jednak nauczyć się nad nimi pracować. Nieotamowane emocje bywają przyczyną konfliktów i pozbawiają nas zdolności do trzeźwej, zbliżonej do obiektywności oceny sytuacji oraz właściwej, w miarę spokojnej reakcji.
W dzisiejszym wpisie postanowiłam rozwinąć temat motywacji, która kieruje postępowaniem człowieka savoir-vivre’u, inaczej mówiąc, człowieka o głębokiej kulturze osobistej. Warto przy tym zauważyć, że określenie „kultura głęboka” jest nadzwyczaj trafne, gdyż sugeruje zakorzenienie kultury wewnątrz człowieka, czyli to, co utrwaliło się w czyjejś świadomości lub postawie. Kluczowe dla dzisiejszych rozważań będą pojęcia takie jak interesowność, altruizm i autoteliczność.
W niniejszym wpisie spróbuję zmierzyć się z dość karkołomnym – w dzisiejszej rzeczywistości – pytaniem: czy w ogóle jest możliwe, aby sylwetka „plus size” mogła sprawiać eleganckie, harmonijne wrażenie? (już samo postawienie tego pytania wydaje się ryzykowne). Nie ulega wątpliwości, że główne zasady dotyczące elegancji są uniwersalne, ponieważ wywodzą się z teorii estetyki. W swoim podstawowym założeniu elegancja jest dbałością o całokształt. Z pewnością waga / sylwetka to znamienna cecha całokształtu elegancji. Co jednak dokładnie oznacza stwierdzenie dbanie o całokształt? Zapewne dla każdego coś nieco innego.
Przeczytałam kiedyś wypowiedź Bogusława Kaczyńskiego, który swego czasu (PRL) był mocno krytykowany za swoje „eleganckie fanaberie”. Nieprzychylne komentarze na jego temat, jak mówił: „To była reakcja na to, że na festiwalu w Łańcucie wprowadziłem stroje wizytowe. Bo jeśli na zamku księżnej Lubomirskiej występowali wielcy artyści ubrani w suknie i we fraki, to dlaczego na sali miały siedzieć rozczochrane osoby z główką kapusty w siatce?”.
Terminy „overdressed” i „underdressed” są przynależne do słownika dress-code’u, lecz nie mają jednowyrazowego odpowiednika w języku polskim, dlatego dążąc do językowej ekonomii, zamiast pisać że ktoś jest przesadnie ubrany lub niedostatecznie ubrany, będę używać słów „nadubranie” lub „niedoubranie” jako określenie pewnego zjawiska. Niedoubranie to sytuacja, w której pojawiamy się w towarzystwie ubrani dużo mniej stosownie niż pozostali jego uczestnicy, a także – niż wymaga tego sytuacja, nadubranie z kolei oznacza, że jesteśmy ubrani zbyt elegancko zarówno w stosunku do reszty towarzystwa, jak i w stosunku do sytuacji.
Stosunek, jaki mamy do odzieży znacząco wpływa na postrzeganie nas przez otoczenie, a dzieje się tak, bo to, co mamy na sobie, warunkuje nasze zachowanie: wpływa na to, jak się poruszamy, a nawet – w jaki sposób mówimy. Zdarza się, że osoby, które nabędą nieco dress-code’owej świadomości, stają przed własną szafą i załamują się, bo po pobieżnej selekcji dochodzą do wniosku, że trzeba wymienić prawie wszystkie ubrania, gdyż przestały spełniać oczekiwania (za duży dekolt, zbyt obcisłe, poliester itp.).